Minęło 50 lat od czasu, kiedy zdemontowano, a następnie wywieziono z Radiostacji Gliwice nadajnik firmy Lorenz – serce tego miejsca.
Niedawno urządzenie wróciło do Gliwic. Nadajnik został uruchomiony w 1935 roku w nowo powstałej stacji nadawczej przy obecnej ul. Tarnogórskiej. Pracował najpierw na rzecz niemieckiej Radiostacji Wrocław, a po wojnie (między 1945 a 1950 rokiem) jako stacja nadawcza Rozgłośni Radia Katowice. 6 lipca 1963 roku zapadła decyzja o demontażu i przewiezieniu nieczynnego urządzenia do Radiostacji Poznań w Murowanej Goślinie, gdzie wysłużony nadajnik miał zostać zmagazynowany.
Jednak, podobnie jak w przypadku wielu innych zachowanych w gliwickiej Radiostacji urządzeń, tak i tym razem to nie szczęśliwy traf, a ludzie, których los zetknął z Radiostacją, sprawili, że aparat trafił pod właściwą opiekę i dzięki niej się zachował.
Z Murowanej Gośliny gliwicki nadajnik przewieziono do Muzeum Techniki w Warszawie, gdzie urządzenie zachowano w dobrym stanie.
10 września aparatura wróciła do Radiostacji tą samą drogą, którą 18 sierpnia 1963 roku wyjeżdżała z Gliwic.
Transport sprzętu ważącego ponad tonę budził niepokój, ale obyło się bez przeszkód. Każdą z trzech części urządzenia wnoszono wejściem przy północnej rampie budynku Radiostacji, skąd trafiały do dawnej maszynowni. Następnie przy pomocy podnośnika elementy nadajnika były wynoszone na wysokość półtora metra, aby mogły się znaleźć na poziomie sali nadajnika. Dalej na specjalnych podkładach przemieszczano je na miejsce pierwotnej lokalizacji.
– Dotychczas to najważniejsze urządzenie dawnej stacji nadawczej mogliśmy oglądać na niewielu zachowanych archiwalnych zdjęciach, a także w kilku scenach pierwszego filmu poświęconego prowokacji gliwickiej – „Der Fall Gleiwitz” z 1961 roku – zrealizowanego w Radiostacji w czasie, kiedy nadajnik ciągle jeszcze tam był – mówi dyrektor Muzeum Grzegorz Krawczyk. – Za pomoc w jego sprawdzeniu dziękuję w szczególności dyrektorowi Muzeum Techniki w Warszawie, Jerzemu Jasiukowi, znawcy radia Henrykowi Berezowskiemu oraz Krystynie Goczał.
Brakuje jeszcze wirowych przetwornic do jego zasilania.