Nieodpowiedzialnych zachowań na naszych drogach nie brakuje. Jesienią zmrok zapada wcześniej, bywa ślisko, dodatkowo, szczególnie na terenach wiejskich, pojawiają się słabo widoczni piesi, a nawet migrujące dzikie zwierzęta.
Konieczność zachowania bezpiecznej prędkości i uważnej jazdy po zmroku wydaje się więc oczywistością. Pewien młody człowiek, mieszkaniec powiatu gliwickiego, uznał jednak najwyraźniej, że tego rodzaju zagrożenia jego nie dotyczą. Jechał z nadmierną prędkością i wyprzedził prawidłowo jadący nieoznakowany radiowóz.
Około godziny 20.00 policyjny nieoznakowany radiowóz (należący do grupy SPEED) wracał z interwencji. Nieoznakowane bmw kierowało się w stronę miejscowości Niewiesze. Mimo wczesnej jeszcze pory było ciemno. Jak przyznali policjanci, po drodze, przed maską ich wozu, trzykrotnie przebiegły sarny.
Tuż przed miejscowością Słupsko radiowóz został wyprzedzony przez jadący znacznie powyżej dopuszczalnej prędkości ciemny samochód niemieckiej marki. Nie tylko nadmierna prędkość, ale także myśl, że pojazd może pochodzić z kradzieży, wywołały maksymalną uwagę policyjnego patrolu. Radiowóz ruszył w pościg.
Przed miejscowością Niewiesze, po zmierzeniu prędkości, wideorejestrator dał wynik 143 km/h – na drodze z ograniczeniem do 90 km. Gnający krętą i wąską drogą kierowca ścinał zakręty, jechał pasem dla aut nadjeżdżających z naprzeciwka.
Stróże prawa z gliwickiej drogówki szybko zatrzymali samochód marki BMW, w którym siedziało trzech młodych mężczyzn i kobieta. W trakcie kontroli okazało się, że w aucie działa tylko jedno światło mijania, poza tym nie ma ono przeglądu technicznego.
Kierującym był 21-letni mieszkaniec gminy Toszek. Został ukarany mandatem za przekroczenie prędkości, kierowanie pojazdem niesprawnym technicznie, naruszenie przepisów dotyczących ruchu prawostronnego i niestosowanie się do znaku P-4 (podwójna ciągła). Łącznie młodzieniec „zarobił” 1700 zł i 17 punktów karnych.
21-latek powiadomił o kontroli swoją matkę, która pojawiła się na miejscu i, zapewne wbrew oczekiwaniom syna, bardzo go strofowała. Poinformowała też funkcjonariuszy, że samochód właśnie został naprawiony po wypadku, a ulubione zajęcie jej syna to… świadczenie usług kierowcy dla znajomych.
Młody człowiek wykazał się skrajną nieodpowiedzialnością. Brak prawego światła w jego wozie to poważne zagrożenie dla pieszych, idących wzdłuż jezdni. Poza tym przy takiej prędkości wystarczy, by na drodze pojawiło się niewielkie zwierzę, typu lis lub zając, a może dojść do tragedii. W tym przypadku kierowca ryzykował nie tylko życiem swoim, ale i znajomych, których wiózł.
A potem artykuł „Tragiczna śmierć młodych na drzewie”
bez przegladu, bez Yanosika. Ewidentny brak myslenia…