Jaki sens ma tłumaczenie się kibicom? To jest najgorsze, co może być.
Najlepszym wytłumaczeniem jest pokazanie całych swoich umiejętności na boisku! – opowiada Radosław Murawski w bardzo nietypowym wywiadzie… którego kapitan Piasta udzielił podczas jazdy samochodem!
Przy okazji będę mógł sprawdzić czy jesteś dobrym kierowcą (śmiech). Za którym razem zdałeś prawko?
– Za pierwszym! A moim instruktorem był Przemysław Wilk, którego serdecznie pozdrawiam. To właśnie on mnie skutecznie przygotował. Niedługo bierze ślub, więc chciałbym mu życzyć wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. Dużo miłości, wytrwałości i szczęścia przede wszystkim!
Ciebie też to chyba niedługo czeka.
– Mnie? Mój ślub będzie dopiero za dwa lata.
Czemu dopiero w 2018?
– Po pierwsze, w 2017 roku nie było terminu, a po drugie wtedy są młodzieżowe mistrzostwa Europy, więc mogłoby to ze sobą kolidować.
Zawsze może się zdarzyć, że jednak terminy będą ci kolidować, bo przecież pierwsza kadra ma mistrzostwa w 2018 roku. Trener Nawałka wysyła sporo powołań do piłkarzy z polskiej ligi. Chyba duży przeskok jest między reprezentacją młodzieżową a dorosłą?
– Dosyć spory, to fakt. Do tych wydarzeń zostało jeszcze dużo czasu, więc nie ma, o czym mówić.
Ok, to czego słuchasz podczas jazdy samochodem?
– Radia, no ewentualnie Zeusa. Mogę Ci puścić, jak chcesz (śmiech).
Kto to jest Zeus?
– Serio nie wiesz? Na jakim świecie ty żyjesz (śmiech).
No dobra, możesz puścić.
– Jeśli komuś nie podoba się to czego słucham, to po prostu nie musi ze mną jeździć samochodem (śmiech). Ostatnio jechaliśmy na trening z Bartkiem Szeligą oraz Tomkiem Mokwą i słuchaliśmy różnych utworów, które czasem lecą w szatni… Tak dwa lub trzy można przesłuchać, a jak leci cała płyta to zaraz mówią „a weź to zmień”, „puść radio, tam lecą lepsze kawałki”. Może niektórym to przeszkadza, ale to jest moje auto i będę puszczał, co mi się podoba. Jeśli nie mają ochoty, to pociągi również jeżdżą (śmiech).
A czego zazwyczaj słuchasz przed meczami lub treningami?
– Jak jadę na trening to zazwyczaj wystarcza mi radio. Szczerze to chciałbym poznać tych ludzi, którzy tam pracują, bo nie da się przy nich być smutnym czy wkurzonym. Prowadzący tak pozytywnie nakręcają, że od razu lepiej zaczyna się dzień, a później go w ten sam sposób kończy.
Oni chyba śmieją się ze słuchaczy. Dzwonią do nich i cisną bekę.
– Głównie to jest szydera, która jest bardzo potrzebna. Trzeba mieć luz i dystans do siebie – to pomaga.
W piłce też tak się chyba dzieje. Ciebie raczej nie da się tak zdenerwować, żebyś stracił ten dystans, co nie?
– Wydaje mi się, że się nie da (śmiech).
Może oprócz naszego redakcyjnego kolegi. Pamiętasz jak lekko się zagotowałeś po meczu ze Śląskiem Wrocław, gdy zapytał się o to czy jesteś zadowolony z remisu?
– Tak, to było tuż po końcowym gwizdku. Wyrównaliśmy w ostatnich sekundach, ale nie było z czego się cieszyć. Czasami są takie głupie sytuacje… On nie chciał w ten sposób zadać tego pytania, a ja też nie chciałem tak na nie odpowiedzieć. Takie lekkie niedogadanie, ale chyba nie było tak źle.
No właśnie, bo to jest ciekawe. Co wtedy czuliście? Bo Hebert był tak zdenerwowany…
– Wchodząc po meczu do szatni widziałem po chłopakach, że są bardzo zdenerwowani. Ale to była taka pozytywna złość. Frajersko straciliśmy bramkę, ale zaraz zdołaliśmy wyrównać i chyba właśnie Hebert powiedział, że czegoś takiego potrzebowaliśmy i dzięki temu pójdziemy do góry.
Ale chyba miał rację?
– Można tak powiedzieć, ale zaraz po meczu ze Śląskiem graliśmy z Wisłą Kraków i dostaliśmy w łeb.
Chyba właśnie tak było. Dokładnie nie pamiętam czy to było przed czy po spotkaniu z Wisłą. A Ty pamiętasz każdy mecz i każdy wynik?
– Pamiętam wszystkie mecze, ale z chronologią jest już gorzej. Nie pamiętam z kim kiedy…
No właśnie wszystko leci tak szybko…
– Śmiałem się dzisiaj z Szelim, że – wraz z Sasą i Hebertem – jest u nas królem strzelców, a ma tylko dwie bramki. Już się runda skończyła, a nasz najlepszy strzelec zdobył do tej pory dwa gole. Dobre jest to, że cała drużyna trafia do siatki. To jest fajne, ale niekoniecznie dla napastników, którzy czują niedosyt, bo to głównie ich zadanie. Nie jest to wyłącznie ich wina… Czasami po prostu jest blokada i nie da się tego łatwo przeskoczyć.
Odnośnie napastników to wydaje mi się, że Josip Barisić musi przystosować się do zupełnie nowej sytuacji, bo chyba nigdy nie grał sam na ataku, zawsze miał kogoś obok.
– W poprzednim sezonie to Nespor był tym agresywnym piłkarzem i to na nim skupiała się uwaga. Teraz to należy do Barisicia, a Jankes gra za nim, skacze do głowy, rozgrywa… Każdy ma swoje zadania. Bari jest ustawiony całkiem z przodu i tym samym kibice bardziej go zauważają, bo wcześniej nikt nie widział roboty, jaką wykonywał, a była ona naprawdę wielka. Dobre jest to, że wszyscy mu kibicują i każdy w niego wierzy.
No właśnie! Gdy Tomek Mokwa strzelił bramkę, to Bari ściągnął na siebie uwagę dwóch obrońców, a to przechodzi bez echa i nikt tego nie widzi. Dopiero to widać, gdy kolejny raz zobaczy się ten mecz.
– My analizujemy każdy najmniejszy detal. Kilka razy oglądamy wszystkie spotkania… Najpierw całym zespołem, a później zawodnicy robią to dla siebie. Zwracamy uwagę na wszystko i liczy się praca każdego z piłkarzy. Czasami można zauważyć, że strzelamy bramkę, a całość zaczyna się od Kuby Szmatuły. On wybroni strzał i poda do Pietra lub Mrazika. Później leci kontra, tworzymy drużynową akcję i zdobywamy gola. Wszyscy widzą tego ostatniego, który trafia do siatki, a prawda jest taka cały zespół pracuje na ten sukces. Tak samo jest jak przegrywamy… Kubie przytrafi się błąd lub np. Uros czy Hebert „zrobią” karnego… a to wynika z czegoś wcześniej. Ktoś czegoś nie dopatrzył lub nie dopilnował przeciwnika.
Dobrze jakby kibice patrzyli na całą akcję…
– Nie wymagam od fanów, żeby patrzyli na całą akcję od początku do końca. Zdaje sobie sprawę z tego, że kibicując nie muszą dostrzegać tych najmniejszych detali. To należy do nas, bo to jest nasza praca i to my musimy konsekwentnie wyciągać z tego wnioski. Kibice natomiast przychodzą na mecze, aby dobrze się bawić, oglądać ciekawe widowiska oraz – jeśli mają ochotę – wspierać nas przez 90 minut.
Zawsze chyba lepiej wytłumaczyć to takiemu kibicowi, który ma pretensje do danego zawodnika, że nie gra dobrze. No ale jakby tak się temu przyjrzeć to ma udział przy wielu bramkach…
– Jaki sens ma tłumaczenie się kibicom? To jest najgorsze, co może być. Najlepszym wytłumaczeniem jest pokazanie całych swoich umiejętności na boisku. Mówi się, że winny się tłumaczy, więc w takim przypadku jest się skazanym na pożarcie. Bierze się wtedy wszystko na siebie. Moim zdaniem najlepiej ugryźć się w język i następnym razem pokazać, że krytycy nie mieli racji… Strzelić bramkę, dać asystę i zauważą, że też wykonuję się kawał dobrej roboty.
Teraz chyba można bardziej optymistycznie patrzeć na grę i sytuację Piasta. Choć mieliśmy teraz trzy bardzo ciężkie mecze na koniec pierwszej rundy…
– Ostatnie trzy mecze graliśmy z aktualnie trzema najlepszymi drużynami w Polsce. Przed sezonem raczej nikt nie powiedziałby, że w tym gronie znajdzie się Bruk-Bet Termalica… Tak samo było z nami w poprzednich rozgrywkach. To fajna sprawa, bo pokazuje tylko, że nasza liga jest nieobliczalna.
Niedawno Piast był w strefie spadkowej, a nagle jesteśmy o krok od pierwszej ósemki, która gwarantuje utrzymanie i walkę o europejskie puchary…
– W tabeli jest spory ścisk. Wygrywając jeden mecz można awansować do pierwszej ósemki. Niekiedy bywało tak, że miało się okazję tam wskoczyć, bo wszystkie drużyny przegrywały, no ale my też nie wygraliśmy. Później zdobyliśmy trzy punkty i mieliśmy nadzieję, że się odskoczy, ale inni zrobili to samo.
Macie świadomość, że gracie o półtorej punktu, a nie o trzy? Bo później wszystkie dzielą się na dwa.
– Nie myślimy o tym, co będzie. W tej chwili musimy zdobywać punkty, a podział może nam pomóc. Tak jak w poprzednim sezonie nam zaszkodził, tak teraz może być odwrotnie.
Jaki Piast ma potencjał i co może osiągnąć w tym sezonie?
– Potencjał na pewno nie jest gorszy niż w poprzednim. Początek rozgrywek nie wyglądał w naszym wykonaniu najlepiej. Nie ma co tego ukrywać i trzeba mówić otwarcie jak jest. Wszyscy spodziewali się innych wyników, ale nie ma teraz co do tego wracać i się załamywać. W każdym meczu musimy walczyć z całych sił, żeby zdobywać punkty. Styl nie jest najważniejszy.
Słyszałeś co powiedział Gerard Badia po meczu z Arką?
– Wypowiedź Badiego była idealna. Możemy klepać się po plecach i mówić, że jesteśmy super piłkarzami, że w końcu odpalimy, będziemy wygrywać i ogólnie bla bla bla… No ale za chwilę jest koniec roku, później podział tabeli i może się okazać, że obudzimy się z ręką w nocniku. Może być już za późno, dlatego też jego słowa były trafione i tak też trzeba do tego podchodzić – w każdym meczu po trzy punkty. Aby to osiągnąć musimy pokazać odpowiednie zaangażowanie.
Teraz gramy awansem kilka kolejek, więc większość meczów rozegra się właśnie teraz…
– No właśnie… Po przerwie może być różnie. Jest okres przygotowawczy, a później przychodzą mecze i bywa tak, że albo odpalisz od pierwszego, albo dopiero się docierasz. Dlatego najlepiej byłoby zebrać teraz jak największą liczbę punktów, a później tylko dobijać kolejne.
Teraz jest czas na reprezentację… Czy takie przerwy dają wam coś czy wychodzicie przez nie z rytmu meczowego?
– W poprzednim sezonie było tak, że każda z nich wybijała nas z tego rytmu. Wygrywaliśmy wtedy większość spotkań, a po kadrze przegrywaliśmy, więc to było niepokojące. Natomiast teraz jest odwrotnie, więc są jakieś plusy. A co do samej pracy i treningów to myślę, że inni zawodnicy mogliby powiedzieć więcej. Ja niestety nie mam okazji trenować z nimi podczas tych przerw, ponieważ jestem na zgrupowaniach reprezentacji młodzieżowej.
Obciąża Cię to bardziej?
– Absolutnie nie. Każdy jest świadomy tego, jaką robotę mamy do wykonania na kadrze. Jeśli czuję jakiś niedosyt treningowy, to idę na siłownię lub zostaję po zajęciach, by jeszcze coś zrobić. Z kolei, gdy czuję, że jest ciężko w nogach to przydaje się regeneracja, która jest bardzo ważna… Podobnie jak odpowiednie odżywianie i oczywiście sen.
Jeśli chodzi o powroty do rozgrywek, to warto wspomnieć o rundzie wiosennej, kiedy to Piast miał problemy. Tak samo latem może powiedzieć o drużynach grających w pucharach… Skąd to się bierze, że takie zespoły mają gorszy start w rozgrywkach?
– Niestety ostatnio tak się przyjęło, że drużyny grające w pucharach mają później gorzej w lidze. Moim zdaniem jest to przykre, bo przecież dąży się do tego, by występować na europejskich boiskach i robi się wszystko, by coś takiego osiągnąć. Później jednak się przez to tłumaczy, że jest się źle przygotowanym. Nie można tak robić… Wszystko trzeba robić rozsądnie i z głową, ale nie zawsze jest tak, jak człowiek tego chce.
To chyba fajna przygoda? W pierwszym meczu Piast dostał nauczkę, ale drugi już zremisował i chyba wyszedł z twarzą…
– No tak, ale wyszliśmy z twarzą i zremisowaliśmy, bo oni wcale nie musieli wygrać. W pierwszym meczu dostaliśmy trzy bramki i to im wystarczyło.
W poprzedniej rundzie Goeteborg miał wszystko rozstrzygnięte w pierwszym meczu, ale w drugim też grał na maksa, więc wydaje mi się, że tak do końca nie odpuścili tego rewanżu z nami.
– No może tak, ale nie ma co do tego wracać. To było dawno temu…
No właśnie – jak to wspominasz?
– Fajna sprawa. To moja druga przygoda w europejskich pucharach – pierwsza była z Karabachem Agdam. To jednak coś innego, nowego. Wcześniej nie miałem okazji być w Szwecji, a teraz trafiliśmy właśnie na rywala z tamtego kraju, więc to mnie cieszyło. To jest taki dodatek do ciężkiej pracy, którą wykonujemy na treningach. Po to się to wszystko robi, aby regularnie grać w Lidze Europy lub Lidze Mistrzów. To chyba marzenie każdego piłkarza.
To zapewne również marzenie każdego kandydata na piłkarza. Wielu chłopców, którzy pojawiają się na meczach, także trenuje piłkę nożną… Co o tym wszystkim myślisz?
– Tak, dzieci i młodzieży jest na trybunach coraz więcej. Na każdym kroku można spotkać młodego chłopaczka, który mówi „Ej, patrz! To ten piłkarz!” A to jest fajne i miłe. Zdarzają się sytuacje, gdy ktoś tak stwierdzi, gada za plecami, ale nie podejdzie… Nie mam z tym problemu. Uśmiecham się do takich ludzi i mówię im „dzień dobry.” Też kiedyś byłem kibicem, więc gdy zobaczyłem Tomka Podgórskiego, Pawła Gamlę czy Kamila Glika i mogłem zadać im pytanie lub przybić piątkę, to się tym strasznie jarałem. To są fajne rzeczy i myślę, że to nie umarło. Dzieci tym żyją i trzeba otwarcie powiedzieć, że coraz więcej młodych zapisuje się na treningi. Ta siła rośnie i mam nadzieję, że niedługo będą pojawiać się na trybunach i ta frekwencja wzrośnie.
Uświadamiasz im, że bycie piłkarzem wcale nie jest łatwą sprawą?
– To jest bardzo ciężkie. Wydaje się, że jest łatwo i przyjemnie, no ale tak nie jest. Jednak dla chcącego nic trudnego i nie tylko ja to pokazałem. Jeżeli ktoś chce, to ciężką pracą dojdzie do tego.
Ok, dojechaliśmy! Dzięki za rozmowę!
Biuro Prasowe
GKS Piast SA