Piłkarze Piasta Gliwice przegrali w Łodzi z Widzewem 1-2. Była to pierwsza porażka zawodników z Okrzei odkąd trenerem jest Hiszpan – Angel Perez Garcia.
Honorowe trafienie zaliczył Wojciech Kędziora.
Spotkanie podzieliło się na dwie części. Od pierwszej do dwunastej minuty rozgrywane było we wtorek, a kiedy warunki atmosferyczne nie pozwalały na grę, mecz przełożono na środę.
Gospodarze bardzo szybko umieścili piłkę w siatce Dariusza Treli, ale sędzia trafienia nie uznał, ogłaszając pozycję spaloną.
W trzydziestej minucie Marek Wasiluk uderzył z rzutu wolnego na bramkę Dariusza Treli i trafił wprost w jej okienko. Przedniej urody gol dał łodzianom pewność w grze, a gliwiczan podrażnił do jeszcze ambitniejszej walki.
Zaraz po przerwie po zamieszaniu w polu karnym Widzewa na strzał zdecydował się Łukasz Hanzel. Futbolówka jednak zamiast zatrzepotać w siatce… zatrzymała się na poprzeczce gospodarzy.
Wielki przemarsz kibiców Piasta ulicami Gliwic
Na nieco ponad dwadzieścia minut przed końcem gry Dariusz Trela wybronił sytuację sam na sam z Eduardsem Visnakovsem. Później jednak to Łotysz okazał się sprytniejszy, pokonując bramkarza gości.
W końcówce spotkania Piast popisał się świetną akcją. Już w jedenastce Widzewa Gerard Badia podał do Rubena, ten mu odegrał, a hiszpański pomocnik bez namysłu dośrodkował piłke do Wojciecha Kędziory. Stojący niemal na linii bramkowej napastnik nie miał problemu ze zdobyciem gola na 1-2.
– Przespaliśmy pierwszą połowę. Rzut wolny dla Widzewa był może ładny, ale niekoniecznie po faulu. Niestety do przerwy przegrywaliśmy 0:1 i chyba ta pierwsza część meczu zadecydowała o końcowym rezultacie. W drugiej odsłonie to my graliśmy lepiej, przeważaliśmy. stwarzaliśmy sobie liczne sytuacje, ale brakowało szczęścia. Jeden kontratak Widzewa, strzelony gol na 2:0 i później zabrakło czasu aby się podnieść – mówił po meczu Wojciech Kędziora.