Gliwiczanin chciał zrobić interes, teraz żałuje. Metoda jest znana od lat, ale jak dowodzi wczorajsze zdarzenie są osoby, które nadal dają się nabierać.
Schemat przestępstwa zawsze jest podobny. Oszuści działają parami i w pobliżu banków. Jeden z nich zaczepia wytypowaną osobę i łamaną polszczyzną tłumaczy, że ma do sprzedania po okazyjnej cenie złote monety.
Wtedy „przypadkiem” pojawia się osoba trzecia, która uwiarygadnia interes, deklarując przy tym chęć dokupienia monet.
28 stycznia tuż po 11.00 w pobliżu banku w centrum Gliwic w sidła oszustów wpadł 66-letni mieszkaniec Gliwic. Mówiący łamaną polszczyzną mężczyzna pytał gliwiczanina gdzie może sprzedać złote monety. Na miejscu pojawił się kolejny „kontrahent”. Miał kupić wcześniej kilka monet, które sprzedał u złotnika i dużo zarobił, deklarował chęć zakupu kolejnych.
W tak zastawione sidła wpadł gliwiczanin, który działając w pośpiechu, za wypłacone w banku pieniądze w łącznej kwocie ponad 22 tys. złotych kupił 34 „złote” monety.
„Złoty interes” szybko zweryfikował jubiler, do którego po transakcji poszedł pokrzywdzony. Kiedy wrócił na miejsce transakcji oszustów już nie było. Nad sprawą pracują już policjanci z III komisariatu. Policjanci apelują po raz kolejny: nie ma „okazji” i „złotych interesów”, które można zrobić na ulicy.
Mnie dawno temu też chcieli nabrać przy banku nad Kłodnicą -nie dałem się!.
Może to ci sami ciemnowłosi-?.
złote i srebrne monety kupuje się tylko w mannicy