Mieszkańcy ulicy Spółdzielczej mają dosyć zalewania terenu wokół ich bloków. Nawet po niewielkich opadach deszczu ich podwórka wyglądają jak jeziora.
– Nie możemy wyjechać samochodem, nie mówiąc o tym, że nie da się przejść. Droga jest zalana, a po wyschnięciu wody zostaje duża ilość błota – napisał do nas pan Łukasz.
– Przyczyną gromadzenia się wody są zatkane studzienki kanalizacji deszczowej – dodaje nasz Czytelnik.
W tej sprawie kontaktował się z nami nie tylko pan Łukasz. Po piątkowych ulewach zadzwoniła pani Elżbieta, która miała problem z dostaniem się do garażu.
Mieszkańcy kilkukrotnie pisali zarówno do Spółdzielni Mieszkaniowej Milenium, jak i do Zarządu Dróg Miejskich. O ile odpowiedzi z ZDM przychodziły szybko, to Spółdzielnia milczała.
Nasi dziennikarze skontaktowali się więc z tymi instytucjami.
– Sprawa poza kompetencjami ZDM, teren należy do Spółdzielni Mieszkaniowej Milenium – odpowiedziała nam Jadwiga Jagiełło-Stiborska z Zarządu Dróg Miejskich w Gliwicach.
Mieszkańcy skarżyli się, że pisali w tej sprawie do SM Milenium, ale odpowiedzi nie otrzymali. Nic więc dziwnego, że postanowili zgłosić się do mediów.
– Znamy problem i jesteśmy w trakcie jego rozwiązywania. Mieszkańcy muszą mieć jednak świadomość, że nie da się tego załatwić bardzo szybko. Staramy się działać sprawnie. Niebawem podpiszemy nową umowę z Przedsiębiorstwem Wodociągów i Kanalizacji. Właśnie czekamy na spotkanie z przedstawicielem PWiK. Wówczas wspólnie wybierzemy się w teren, zrobimy inwentaryzację i postaramy się pomóc mieszkańcom – mówi Aleksandra Drozd z SM Milenium.
Aleksandra Drozd dodaje, że problem z niedrożną kanalizacją deszczową jest poważny i nie dziwi się mieszkańcom, że po piątkowej ulewie skontaktowali się z mediami.
Łukasz Fedorczyk
Te zatkane studzienki są wynikiem wypłukiwanego pobocza, nie wystarczy wyczyścić studzienek, trzeba zacząć od naprawy pobocza.
ZDM nie radzi sobie nawet z drogami w swoim zakresie kompetencji. Jako przykład można podać ul. Dworcową. Przy skrzyżowaniu z ul. M. Strzody jest studzienka zapchana suchymi liśćmi. Żeby było ciekawiej, to w odległości kilkunastu metrów nie ma żadnego drzewa ani krzewu. Takich przypadków jest sporo więcej, wspominam jednak o tym, bo codziennie przejeżdżam tamtędy do pracy i oczywiście nic się tam nie zmienia.