Starta farba, brak poprawek – to efekt kilku miesięcy funkcjonowania „kontraruchu rowerowego” w centrum Gliwic. Tymczasem władze chwalą się kolejnymi malowidłami na jezdni. Dlaczego jednak nie dbają o te, które już stworzono wcześniej?
W teorii oznaczenia na jezdni mają służyć rowerzystom i ostrzegać kierowców. W praktyce to rozwiązanie nie jest idealne. Kolorową farbą zaznaczony jest jedynie wjazd i wyjazd i to nie wszędzie. W niektórych miejscach farba zdążyła zejść kilka miesięcy po wprowadzeniu „ułatwienia”. Zdjęcie, które prezentujemy wykonano w styczniu i od tego momentu nikt nie poprawił malunków. Dzisiaj wygląda to jeszcze gorzej.
Tymczasem w propagandowych komunikatach władza chwali się, że rowerzyści zyskali nowe ułatwienie – na ul. Ligonia, gdzie wprowadzono kolejny „kontraruch”. „Dzięki temu rozwiązaniu cykliści mogą bezpiecznie jechać od prąd od ulicy Daszyńskiego do budynku Szkoły Podstawowej nr 10” – przekonuje ZDM Gliwice.
Na jednokierunkowej ulicy Ligonia, rowerzyści mogą legalnie poruszać się w obu kierunkach. O możliwości poruszania się rowerem pod prąd informują pionowe znaki – tabliczki z informacją: „nie dotyczy rowerów” oraz poziome piktogramy rowerów ze strzałką wskazującą kierunek i tor ruchu.
Wcześniej „kontraruch dla rowerzystów” wprowadzono już m.in. na ulicach: Dzierżona, Świętokrzyskiej, Wrzosowej i Spacerowej, Plonowej i Parkowej.
ta farba to patola wiec normalka w Polsce. Śliskie pasy, linie, zebry, parkingi dla niepełnosprawnych.
To jest jak ze znakami tyle że można się zabić jeszcze w inny sposób, wysiadając z auta lub jadąc na rowerze czy przechodząc po zebrze.
Jakość jest na najwyższym poziomie wraz z ceną… wróć u nas cena nie odzwierciedla NiCZEGO.