Niebiesko-Czerwoni wygrali 3-0 w Chorzowie z Ruchem i za sprawą porażki warszawskiej Legii w Gdańsku walka o mistrzostwo Polski potrwa do samego końca.
Tuż po zakończonym spotkaniu porozmawialiśmy z Jakubem Szmatułą – jednym z bohaterów środowego meczu.
3-0. Piękny wynik, ale prawdopodobnie, gdyby nie twoje interwencje, to ten wynik mógłby być różny?
– W pierwszej sytuacji byłem po prostu dobrze ustawiony i dzięki Bogu wybroniłem ten strzał Stępińskiego. Zaraz po nim sędzia odgwizdał koniec pierwszej połowy i myślę, że to było kluczowe. Tak naprawdę, to głównie chwała należy się chłopakom, bo zdobyli trzy bramki. Zagraliśmy bardzo dobrze i nic tylko się cieszyć. W przerwie staraliśmy się nie słuchać, jak układają się wyniki innych spotkań – skupialiśmy się na sobie.
Ten mecz był bardzo podobny do tego przeciwko Lechii. Nie uważasz?
– To prawda. Też mogło być różnie, gdyby Ruch wykorzystał swoje sytuacje na wyrównanie. Im się to nie udało, a potem my ruszyliśmy z atakiem i zdobyliśmy dwie bramki. Ale faktycznie, wynik 3-0 nie oddaje tego, co działo się na boisku.
Wielu dziennikarzy, ekspertów, czy też byłych piłkarzy mówiło, że po meczu z Legią już się nie pozbieracie, a jednak dzisiaj pokazaliście, że to nieprawda. Kolejny raz zresztą to udowodniliście.
– Cóż. Faktycznie tak było. Wiele osób skazywało nas na porażkę – dochodziły do nas takie informacje, ale staraliśmy się tego w ogóle nie słuchać i nie czytać. Jak zespół wygrywa, to media się nad nim rozpływają, jak przegrywa – to można przeczytać naprawdę wiele komentarzy, które tak naprawdę tylko mieszają w głowach. Eksperci mają swoją pracę, a my mamy swoją. Przecież my również doskonale wiemy, kiedy zagraliśmy dobrze, a kiedy źle. Na Legii zagraliśmy źle, a w Chorzowie super i zdajemy sobie z tego sprawę. Jednakże zarówno mecz w Warszawie, jak i mecz w Chorzowie to już przeszłość – teraz musimy skupić się na Zagłębiu.
Tym zwycięstwem pokazaliście, że jesteście bardzo silni.
– To prawda. Podnieść się po porażce 0-4, a następnie wygrać 3-0 z Ruchem, który praktycznie co roku jest w czołówce, to coś niesamowitego. Jeszcze raz, wielki szacunek dla chłopaków, że się nie podłamali.
Macie już wicemistrzostwo. Jak się z tym czujecie?
– Bardzo dobrze, to wielka sprawa. Wiadomo jednak, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jesteśmy świadomi tego, co osiągnęliśmy i nikt tego już nam nie odbierze. A teraz możemy zrobić już tylko coś więcej.