Uczniowie z Pilchowic i Knurowa wybrali się na kolejną Szkolną Ekspedycję. Tym razem ruszyli do Kambodży. Zachęcamy do przeczytania ich relacji.
Kolejna, już jedenasta, odsłona Szkolnej Ekspedycji za nami! Tym razem naszym celem była Kambodża! Wszystko miało początek na dworcu kolejowym w Bohuminie, w Czechach, gdzie stawiliśmy się z rodzicami. Po ostatnich pożegnaniach wsiedliśmy do pociągu, potem metrem i autobusem, aby spędzić noc na praskim lotnisku. Z przesiadką w Istambule i długim lotem za sobą, meldujemy się w stolicy Tajlandii – Bangkoku, skąd przemieszczamy się do Poipetu – miasta położonego na granicy Tajlandii i Kambodży, gdzie czekało nas wypełnianie wiz, abyśmy mogli dostać się do kraju.
Oprócz tego spotkaliśmy się z próbą wymuszenia na nas łapówki przez urzędników celnych, jednak zdołaliśmy odkręcić sprawę i nie płacić im dodatkowych pieniędzy. Naszym kolejnym przystankiem było Siem Reap, gdzie po raz pierwszy mieliśmy okazję spróbować lokalnej kuchni, która posmakowała nam tak bardzo, że objadaliśmy się ryżem z warzywami do końca wyprawy. Odwiedziliśmy również targ, szkoły, gdzie spotkaliśmy niesamowitych ludzi i byliśmy nimi zafascynowani, obserwowaliśmy trening khmerskiego boksu (pamiętać! nigdy nie podpaść bokserom!) oraz widzieliśmy małą wytwórnie produktów z ratanu i mieliśmy okazję przekonać się na własnej skórze jak trudne jest zrobienie zwykłego koszyka. Jedną z najbardziej zachwycających rzeczy był Angkor, największy na świecie kompleks świątyń wpisanych na listę UNESCO. Zrobiło to na nas piorunujące wrażenie. Wszystkie świątynie były inne, każda miała coś, co nas zachwycało. Świątynia Bayon, słynąca z 216 twarzy, które śledziły nasze ruchy, a ponadto świetnie bawiliśmy się badając jej niższy poziom. Świątynia Ta Prohm, gdzie nagrywano Tomb Ridera, a Angelina Jolie wcieliła się w słynną Larę Croft i faktycznie czuliśmy się tam jak na planie filmowym, gdyż każdy zwiedzający miał aparat lub kamerę. Widok ze szczytu wieży w świątyni Ta Keo zwalił nas dosłownie z nóg. Słynie ona z 50 metrowej wieży, a schody są wręcz pionowe, jednak nie zrażeni wysokością wspięliśmy się i nie żałowaliśmy… dopóki nie przyszedł czas na schodzenie… Po całym następnym dniu spędzonym w autobusie znaleźliśmy się w Kratie, gdzie mieliśmy okazję uczestniczyć w niezwykle interesującym wykładzie organizacji WWF oraz, co najważniejsze, zdobyliśmy główny cel naszej ekspedycji, czyli obserwacja krótkogłowych delfinów rzecznych w Mekongu i pomoc w ich ochronie. Z samego rana zerwaliśmy się z łóżek, aby wyruszyć z miejscowymi w miejsce, gdzie jest największa szansa, aby je zobaczyć. Udało nam się to, pomimo długiego braku odzewu ze strony delfinów ale w końcu zaczęły wypływać na powierzchnię. Jest to zagrożony gatunek, liczący ok. 80 osobników. Szkodliwa działalność człowieka, brudna rzeka i nielegalne połowy stawiają pod znakiem zapytania przetrwanie tych ssaków. Zebraliśmy dużo informacji na temat, jak możemy im pomóc, dlaczego tak wygląda ich sytuacja, w jakich warunkach są zmuszone żyć, itd. i planujemy stworzyć informator na ich temat, aby każdy mógł wziąć czynny udział w ich ratowaniu. Następnie udaliśmy się w podróż do stolicy Kambodży – Phnom Penh. Pierwszym, co zauważyliśmy był ogromny ruch na ulicach, hałas panujący dosłownie wszędzie oraz duże zanieczyszczenie powietrza. Jednak nie były to argumenty, aby nie iść zwiedzać stolicy! Już następnego dnia mogliśmy się pochwalić, że widzieliśmy stadion i wioskę olimpijską, które robiły spore wrażenie oraz Muzeum Ludobójstwa Tuol Sleng (potocznie nazywane więzieniem S-21, dawne liceum). Wgłębiliśmy się tam w krwawą historię kraju i okrutne rządy panowania Czerwonych Khmerów. Mnóstwo sal było wyposażonych jedynie w metalowe prycze, do których przykuwano człowieka i torturowano prądem. Widzieliśmy murowane i drewniane cele, gdzie trzymano więźniów, ich zdjęcia, czaszki i poznaliśmy ich historie, zapisane w formie wywiadów na stojakach, gdzie dowiedzieliśmy się jak traktowano kobiety i zmuszano je do małżeństw. W całym budynku odczuwało się smutek, który bił z każdego pomieszczenia, jakby ciężar przewinień i okrucieństw tam popełnionych nigdy miał nie opuścić tych ścian. Była to najsmutniejsza wycieczka całej ekspedycji, ale również jedna z najbardziej zapadających w pamięci. Dzień zakończyliśmy jednak radosnym akcentem, czyli przepyszną kolacją w indyjskiej knajpce, którą prowadził rodowity hindus wraz ze swoją żoną khmerką. Mieliśmy okazję poznać ich dzieci, które przyniosły swoje szkolne podręczniki i uczyły nas tamtejszego pisma, a my odwdzięczyliśmy się im tym samym. Kolejnym przystankiem na naszej drodze był Kampot, który słynie z upraw plantacji pieprzu. Dostaliśmy się tam za pomocą tuk-tuków, czyli motorów do których dobudowano budkę na kołach z miejscami siedzącymi. Dowiedzieliśmy się tam mnóstwa ciekawych informacji na temat tego jak rośnie pieprz, jakie są jego rodzaje i pory zbiorów, itp. Byliśmy zachwyceni uprawami, które zajmowały ogromne tereny, ale najbardziej oczarował nas przepiękny górski krajobraz rozciągający się dookoła. Czyste powietrze i niesamowite widoki oraz wszechogarniająca cisza i spokój sprawiały, że nie chcieliśmy opuszczać tego miejsca. Po kolejnej podróży minivanem spełnieniem marzeń było dla nas mieszkanie w rajskich słomiano-drewnianych chatkach położonych na plaży w Otres Beach. Miały one swój jedyny i niepowtarzalny klimat i mieszkanie tam było prawdziwym spełnieniem dziecięcych marzeń. Przyszedł czas na chwile odpoczynku i zasypianie przy szumie fal, każdej nocy. Jak przez całą ekspedycję, pora deszczowa dawała nam się we znaki, gdyż przez większość naszego pobytu niebo było zakryte chmurami, jednak każdego ranka udawało nam się złapać promienie słońca i od razu po przebudzeniu wbiegaliśmy do wody, skacząc przez fale tak długo, dopóki na niebie nie pojawiły się deszczowe chmury. Wisienką na torcie było dla nas picie przepysznych koktajli kokosowych podczas opalania. Niestety, z bólem serca pożegnaliśmy się z naszą rajską plażą, by znów wyruszyć do Bangkoku, gdzie mieliśmy czas na zwiedzanie stolicy Tajlandii. Odwiedziliśmy świątynie i zakosztowaliśmy lokalnej kuchni, mieliśmy też czas na zakup ostatnich pamiątek. Po tych wszystkich niesamowitych przygodach czekała nas długa podróż powrotna, ale wszyscy wracaliśmy do domów szczęśliwi, z uśmiechami na twarzach i pewni, że zapamiętamy Kambodżę na całe życie.
—
Autor: Marta Garcorz